Powodzie w Bieruniu - fakty
Powódź w Bieruniu opisywana przez Gość Niedzielny:
Uciekaliśmy jak szczury
Marcin Wójcik, zdjęcia Henryk Przondziono
Artykuł z Gościa Niedzielnego nr 21/2010 30-05-2010
Małgorzata Mokry stoi na asfaltowym brzegu zalanego Bierunia blada i smutna. – Nie mam żadnych planów, będę patrzeć, jak woda zabiera 30 lat mojego życia. Tyle mogę zrobić.
Kiedyś były głównie drewniane płoty, najczęściej z olszyny lub dębu, sztachety heblowane, szpiczaste od góry. Ci majętniejsi decydowali się na siatkę: dobry sposób na zatrzymanie nieproszonych gości – żaden zając, pies czy jeż nie miał szans przedostać się na teren posesji. Obecnie tradycyjnych płotów jak na lekarstwo, coraz mniej i siatek. Są za to ogrodzenia murowane, z elementami żelaza oraz drewna. Są też piękne żeliwne i szpiczaste płoty. To niemal kowalstwo artystyczne, szalenie droga inwestycja.
Na wielką wodę nie ma mocnych
Jarosław Dudała, współpraca: Andrzej Kerner, Agata Combik
Artykuł z Gościa Niedzielnego nr 21/2010 30-05-2010
Brutalna prawda jest taka: najtaniej byłoby nie bronić się przed powodziami. I nie odbudowywać zniszczonych domów. Ludzie musieliby się wyprowadzić z zagrożonych terenów. Ale takie rozwiązanie jest nierealne.
Porównajmy powodzie z 1997 i 2010 r. Powódź sprzed 13 lat dotknęła głównie dolinę Odry. Tegoroczna wyrządziła więcej szkód w dolinie Wisły. I tak np. Wisła w Krakowie 13 lat temu osiągnęła poziom 870 cm. W tym roku było to aż 957 cm. W Warszawie wodowskazy pokazywały w 1997 roku poziom 646 cm. W tym roku było to 780 cm.
Reportaże Radia Katowice o powodzi w Bieruniu i Województwie Śląskim:
- Trzy kwadranse z reportażem materiał 2
- Trzy kwadranse z reportażem materiał 3
- Trzy kwadranse z reportażem materiał 4